Miłość w Iranie. “Wielu mężczyzn to narcyzowie, którym nie jest obca prostownica. W obejściu przypominają raczej Grechutę niż Pitbulla”
z: Gazeta.pl
Życie uczuciowe Irańczyków bardzo się zmieniło na przestrzeni ostatnich dekad. Młodzi prowadzą nocny tryb życia, chłopak z dziewczyną mogą swobodnie trzymać się za ręce i nikt nie pyta o akt ślubu, gdy para chce wynająć mieszkanie. Niestety pozostało jeszcze kilka reliktów dawnego systemu, jak “małżeństwa dla przyjemności”, które są tak naprawdę przepustką dla zdrad i prostytucji.
*Fragmenty książki “Fashionistki zrzucają czadory. Moje odkrywanie Iranu” Aleksandry Chrobak
Nie da się zaprzeczyć, że irańskie społeczeństwo się zmienia, a związki uczuciowe powoli stają się częścią przestrzeni publicznej.* Już od lat na ulicach irańskich miast za rękę chodzą nie tylko kumple i psiapsiółki i nikt jakoś nie rwie włosów z głowy w przypływie zgorszenia. Nie mówię tu tylko o małżeństwach, ale i o zwykłych parach. Zniesiono prawo umożliwiające aresztowania za niemoralne zachowanie na ulicy. Nikt nie rozdziela też par siedzących blisko siebie w restauracji czy w kafejce. Duże miasta zapewniające anonimowość to oczywiście najlepsze środowisko dla związku, ale dziś nawet w konserwatywnym Jazdzie pary pokazują się publicznie ze splecionymi dłońmi. W tym samym Jazdzie, gdzie dekadę temu nieprzywykła do turystów policja zatrzymała mojego polskiego kolegę i mnie i pytała o relację między nami.
– To twoja żona? Siostra? Nie? To dlaczego z nią idziesz?
Randkowanie w Teheranie
Ta epoka już na szczęście minęła. Dziś Irankom łatwiej jest randkować niż Emiratkom, które cierpią ze względu na tradycyjny światopogląd lokalnej społeczności. Czasy podwójnego życia i ukrywania drugich połówek przed rodzinami powoli odchodzą do lamusa. Rodzice już nie tylko domyślają się, że córka czy syn się z kimś spotyka, ale i zaczynają akceptować randkowanie. (…) Nikogo w domu nie dziwi, że córka wraca o trzeciej w nocy.
Irańczycy w ogóle prowadzą nocny tryb życia, nikt tam nie chodzi spać z kurami. Pary swobodnie chodzą po knajpach, wpadają na sziszę, jadą na pobliski wyciąg narciarski, a romantyczne chwile spędzają w wynajętym przez partnera mieszkaniu. Niby właściciele mieszkań wolą wynajmować lokale po bożemu, rodzinom, i czasami proszą o akt ślubu, ale w dzisiejszych czasach i za gotówkę nie ma większego problemu, aby kawaler wynajął miłosne gniazdko w jakiejś cichej dzielnicy. Hotele póki co nie mogą oferować pokoi dla niezamężnych par, w przypadku gdy choć jedna osoba ma irańskie obywatelstwo. Mieszane pary mają tu niemałą zagwozdkę, chyba że lokalna połówka ma dwa paszporty – wówczas nie ma problemu. Iran to niejedyny kraj o tak restrykcyjnych przepisach – na przykład w Maroku jest tak samo. (…)
Nawet w biały dzień przy drodze na teherańskie wzgórza mężczyźni czekają na parkingu na zainteresowane nową znajomością dziewczyny. Góry dla teherańczyków to oaza swobody, miejsce, gdzie zrzuca się chusty. Nawet w minionych mrocznych czasach republiki dla młodych ludzi to była odskocznia, gdzie mogli odetchnąć od reżimu w mieszanej grupie znajomych lub z partnerem. Dziś dla chętnych towarzystwa jest to wygoda. Panowie stoją na zewnątrz przy otwartych drzwiach fury i z szerokim uśmiechem zapraszają na przejażdżkę. Nikt się tu nie kryguje i nie udaje, że czyta gazetę albo czeka na moment modlitwy, żeby dobrze rozłożyć dywanik. Intencje są jasne. Jednak powodzenie operacji zależy w dużej mierze od marki auta. Na paykana żadna sikorka się nie złapie. (…)
Popularnym punktem randkowym w Iranie jest też sławny zabytkowy most w Isfahanie o trzydziestu trzech przęsłach. Dziś niestety rzeka regularnie wysycha i są problemy z dostarczaniem wody do miasta, ale par to z mostu nie przegoniło. Podświetlony nocą, z okazjonalnym grajkiem brzdąkającym na setarze, tradycyjnej perskiej lutni, stanowi idealne miejsce na romantyczne spotkanie. Pary sadowią się blisko siebie między filarami i w łukowych niszach. Za studenckich czasów zdarzało mi się siedzieć nad rzeką w światłocieniu tego mostu i słuchać komplementów serwowanych metodą copy-paste z poezji Hafiza.
Perski romeo
Powiedzmy to sobie szczerze: różnica między Irańczykami a mężczyznami z krajów arabskich jest uderzająca. Irańczycy kreują się na subtelnych wrażliwców, co jeszcze podbija ich dbałość o urodę. Wielu z nich to prawdziwi narcyzowie, którym nie jest obca prostownica. W obejściu przypominają raczej Grechutę niż Pitbulla. Nie aspirują do wzorca macho i nie boją się mówić o uczuciach. Tutejsze wychowanie i kultura promują męską wrażliwość, choćby przez umiłowanie natury, szyicką gotowość do samopoświęcenia i oczywiście poezję. Każdy Irańczyk potrafi na zawołanie zadumać się nad klasycznym wierszem. (…) Niektórzy zawsze noszą minitomiki w kieszeni – na wszelki wypadek. W momencie kryzysowym sięgają po odpowiedni na daną okazję wers o upojnych kochankach lub uciekają się do zawoalowanego szantażu przez utwór o słodko-gorzkich torturach odrzuconego.
Zwrotki ckliwych utworów popowych też mają siłę rażenia. Miękczą serca potencjalnych dziewczyn nie tylko podczas samochodowych randek – przesyłane na Telegramie służą jako wyznanie uczuć, a słuchane w parku na jednych słuchawkach ze smartfona pieczętują związek.
Całe to uwodzenie na grzecznego wrażliwca, do rany przyłóż, nie oznacza oczywiście, że irańscy mężczyźni we własnym domu nie tupną nogą i nie będą forsować swoich racji, jeśli chodzi o ważne rodzinne sprawy lub pieniądze. W kontaktach towarzyskich będą jednak raczej śpiewać słodko jak słowiki, wypatrywać gwiazd na niebie i wąchać narcyzy, niż prężyć muskuły z paskiem Louis Vuitton na opadających portkach.
Determinuje to ich styl uwodzenia. Dawniej randkom w Iranie towarzyszył prawdziwy dreszczyk emocji. Były zaszyfrowany język miłości, udawanie nieznajomych, przyzwoitki, kłamstwa i szybkie pocałunki w ciemnych uliczkach. Kiedy nie było jeszcze smartfonów, młodzi ludzie skradali się do podziemnych studiów fotograficznych na pamiątkową sesję, podczas której dziewczyny pozowały bez chusty i manta. Partner przechowywał potem takie zdjęcia w najgłębszym sekrecie jak akta z Archiwum X. (…)
Małżeństwo na godziny
Siqe, po arabsku mutta, małżeństwo dla przyjemności, to religijnie usankcjonowany związek na czas określony, od godziny do dziewięćdziesięciu dziewięciu lat. (…) “Czasowe żony” nie zaliczają się do czterech dozwolonych prawowitych małżonek – to żony na boku, które w naszym świecie byłyby określane jako oficjalne kochanki. Przy czym poligamiczne związki dozwolone są wyłącznie mężczyznom, bo dla kobiety więcej niż jeden partner w jakimkolwiek związku to cudzołóstwo, za które prawo szariatu przewiduje karę śmierci. Warunki czasowego małżeństwa to wolny status kobiety i określenie gratyfikacji, którą otrzymuje – czy to finansowej, czy materialnej. Może to być gotówka, opłacenie czynszu, mieszkanie, biżuteria czy najczęstsza waluta irańskich męsko-damskich rozliczeń – złote monety. Ewentualne dzieci z takiego związku ojciec musi uznać i płacić na nie alimenty. (…)
Mułłowie zachęcają do takich kontraktów, bo uważają je za remedium na prostytucję. Sami pośredniczą w nawiązywaniu tego rodzaju znajomości, widząc w tym z jednej strony wentyl bezpieczeństwa dla męskiej potencji, a z drugiej okazję do recyklingu dla wdów i rozwódek. Za kontrakt i swatanie pobierają naturalnie opłaty manipulacyjne. Mułłowie prowadzą też różne organizacje charytatywne i właśnie tam przyciśnięte biedą i trudną sytuacją kobiety często się zgłaszają. Duchowny wówczas podsuwa sympatycznego i statecznego pana, który mógłby się taką panią “zaopiekować”. W krajach muzułmańskich czynnik ekonomiczny i związki – w tym te stuprocentowo małżeńskie – nigdy nie są od siebie odseparowane. To na mężczyznach prawnie i religijnie spoczywa obowiązek zapewnienia bytu kobietom, które dopiero niedawno zaczęły się finansowo uniezależniać.
Mułłowie lobbują za siqe i sami podobno biją rekordy w zawieraniu czasowych związków. Anegdoty o hożych mułłach to standard damskich kawiarnianych pogaduszek. Pełnowymiarowa żona nie musi być powiadomiona o istnieniu tej czasowej, nie jest to też oficjalny powód do rozwodu. Inaczej jest w przypadku, kiedy mąż chce pojąć drugą czy kolejną żonę w normalnym trybie – wówczas, jeśli pierwsza małżonka nie wyraża na to zgody, ma prawo do rozwodu. Tylko szyicki islam przewiduje takie udogodnienie dla kobiet. W sunnickim nurcie pierwsza żona nie musi się godzić na kolejny związek ani nawet wiedzieć o pozostałych małżeństwach męża. W Iranie jednak poligamiczne związki to rzadkość, zarówno ze względów kulturowych, jak i finansowych.
Oprócz skorych do swatania mułłów funkcjonują specjalne portale internetowe wykorzystujące siqe, aby łączyć panów bez zobowiązań z paniami potrzebującymi sponsora. W profilu kobiety umieszczone są kryteria finansowe, na przykład 5-10 złotych monet za rok (jedna złota moneta, sekke, to równowartość około 1500 złotych). W ogłoszeniach często pojawia się też wysokość rocznego czynszu, który tymczasowy mąż będzie musiał uiścić. Podobne strony można znaleźć na Facebooku. Niby dostęp do tego serwisu jest w Iranie zabroniony, ale każdy obchodzi blokadę. Wystarczy zainstalować VPN i hulaj dusza.
(…) Dziś Siqe nie jest już parom tak potrzebne. Mimo to, może się zdarzyć, że egzemplarz tak rzadkiego gatunku jak religijny Irańczyk na emigracji też poczuje taką potrzebę, szczególnie o krok od grzechu z zachodnią dziewczyną. Po wypowiedzeniu formułki przez obie strony (dziewczyna ma ją czasem napisaną fonetycznie), bogobojny kawaler z lekkim sercem potrafi przynieść nieświadomej, o co biega, pannie kilka tabliczek czekolady czy bransoletkę w ramach koniecznego wynagrodzenia. Obowiązek został spełniony, można randkować do syta – co niekoniecznie oznacza, że w tle są upojne noce. Zdarzają się faceci, którzy bez siqe nawet nie pocałują kobiety. Łatwiej jest im przełknąć kebab z wieprzowiny niż ideę wolnego związku. (…)
Błąd w matriksie
Najbardziej mroczną stroną siqe są małżeństwa na godziny, czyli prostytucja. To smutna konieczność dla licznych kobiet na granicy bezdomności i tych uzależnionych od przemycanego z Afganistanu opium, bez pracy i środków do życia i na działkę. Jest to też jedyna możliwość zarobku dla grupy dryfującej na marginesie życia społecznego – transpłciowych kobiet.
Warto na ich temat napisać parę słów, gdyż w tej kwestii hipokryzja reżimu przeszła wszelkie granice. Iran to jeden z kilku krajów na świecie, gdzie homoseksualizm jest zabroniony przez prawo. Gejem być nie wolno. Co zatem zrobić z faktem, że jednego mężczyznę ciągnie do drugiego – wbrew deklaracjom Ahmadinedżada, że gejów w Iranie nie ma? Współczesny rząd zmierzył się z problemem na swój sposób. Przestał ignorować zjawisko i zamykać homoseksualistów w więzieniach, ale rozwiązanie, które zaproponował, przepuścił przez magiel pokrętnej reżimowej logiki.
Otóż mężczyźni, których pociągają koledzy, to wcale nie geje. Po prostu boski proces kreacji został w nich zaburzony. Wystąpił błąd w matriksie. W istocie to kobiety zamknięte w ciele mężczyzn. “Defekt” można naprawić przez operację zmiany płci, którą współfinansuje budżet państwa. Iran wręcz chełpi się, że jest jedynym tak progresywnym państwem w kwestii zmiany płci – koryguje nawet akt urodzenia, wymazując genderową przeszłość danej osoby. Pacjent(ka) nie jest więc transkobietą, ale kobietą, którą zreperowano.
Są to zabiegi z gruntu homofobiczne. Dla geja, który chce wyjść z szafy i oficjalnie związać się z partnerem, nie ma innej możliwości niż zmiana płci, która jednocześnie oznacza kastrację. Ta zaś niechybnie pozbawia go atrakcyjności w oczach partnera. Transwestyta, który flirtuje z fryzurą i makijażem i chce nosić obcasy, ale już niekoniecznie pozbyć się przyrodzenia, w Iranie nie ma wyboru. W islamie transwestytyzm, podobnie jak stosunki homoseksualne, jest zabroniony. Ale w Iranie jest na to rada – dołączyć do programu zmiany płci!
Oczywiście przemiana w kobietę wiąże się z koniecznością noszenia hidżabu. Często konsekwencją takiej operacji jest nie tylko fizyczne okaleczenie, ale i kompletne odrzucenie przez rodzinę i środowisko. Jedynym środkiem utrzymania dla takich osób staje się ulica i tak zwany “biznes”, czyli prostytucja z kontraktem małżeńskim na godzinę, który teraz, jako oficjalne kobiety, mogą zawrzeć. Oczywiście dla promila Irańczyków, którzy autentycznie pragną zmienić płeć, to dobre rozwiązanie, jednak prawdziwy cel tego programu jest niehumanitarny.
Alternatywą dla przymusowej operacji jest wyjazd za granicę i złożenie wniosku o azyl. Najczęściej uciekinierzy najpierw kierują się do Turcji, stolicy irańskiego LGBT, a potem, jeśli się uda, na Zachód.
Warto jeszcze wspomnieć o karze śmierci za seksualne transgresje. Owszem, reżim ajatollahów ma w tej kwestii wiele na sumieniu, ale już od dawna w Iranie nie ma publicznych egzekucji. Niewierne żony nie są kamienowane na ulicach, a geje nie wiszą na pętlach umocowanych na dźwigach, filmowani komórkami gapiów. Kamienowanie – karę za udowodnioną zdradę w prawie szariatu – zniesiono oficjalnie niemal dekadę temu. Przyłapanie na gorącym uczynku prowincjonalnych kochanków czy homoseksualnej pary na wsi może jednak skutkować wymierzeniem batów, jeśli świadkowie koniecznie domagają się kary. Zazwyczaj jednak małżeńskie zdrady kończą się po prostu rozwodem. “Tęczowe” pary z kolei są zwykle karane ostracyzmem społeczeństwa, które wyrzuca je poza swój nawias, popycha do drastycznych i nieodwracalnych kroków, takich jak operacja, lub skazuje na funkcjonowanie w podziemiu.
Dziewica czyli “zdrowa”
Innym tabu związanym z seksualnością w Iranie jest utrata dziewictwa przed ślubem. To nadal sprawa budząca emocje, gorący temat. Teoretycznie od muzułmańskiej panny młodej, panienki, wymaga się czystości – w praktyce jednak coraz rzadziej się zdarza, by dziewczyna zachowała wianek do ślubu. Tymczasem dziewictwo córki czy przyszłej synowej to sprawa bardzo honorowa. Starsze pokolenie wymagało go w sposób bezwzględny. Przed zawarciem małżeństwa matka pana młodego zabierała kandydatkę na żonę na badanie ginekologiczne w celu uwiarygodnienia dziewictwa. To było ich święte prawo. Dziś wiele kobiet, które same przeszły przez takie traumatyczne doświadczenia jako nastolatki, nie kontynuuje tej tradycji.
Setare opowiadała mi o swoich doświadczeniach. Wyszła za mąż jako siedemnastolatka. Nie do końca wiedziała, co się dzieje, kiedy teściowa zaprowadziła ją do ginekolożki.
– Bardzo się wstydziłam – wyznała. – I nie chciałam tego samego zrobić mojej własnej synowej.
Uwierzyła jej na słowo i nie żądała dowodu czarno na białym przed ślubem swojego syna. Nie znaczy to jednak, że dziewictwo nie ma dla niej znaczenia. Panienka powinna być czysta – “zdrowa”, jak określa się dziewictwo w farsi. Niemniej Setare nie zabraniała synowi spotkań ze swoją wybranką i wierzyła, że są platoniczne. Być może obraz współczesnego randkowania brała z publicznej telewizji, w której nie ma scen jakiejkolwiek bliskości fizycznej, nawet jeśli to rodzinna sytuacja czy sekwencja z małżonkami. Dzieje się tak z prostego powodu, aktorzy wcielający się w ich role nie są spokrewnieni ani związani węzłem małżeńskim w prawdziwym życiu, a zatem dotyk nie wchodzi w grę.
Bardziej niezależne i wyzwolone dziewczyny po prostu chwytają dzień. Albo wyjdą za swojego partnera, albo znajdą takiego rodzynka, dla którego zachowanie dziewictwa do ślubu jest przeżytkiem.
Opcja ostatniej szansy to reperacja błony dziewiczej. Można ją wykonać nielegalnie w klinikach w Iranie lub bez problemu w Turcji, dołączając do koleżanek z pozostałych krajów Zatoki Perskiej. Tureckie ośrodki ogłaszają się jawnie w internecie. Proponują pakiety dwa w jednym – podróż biznesową lub wakacje na plaży plus zabieg. Hymenoplastyka kosztuje równowartość około 8 tysięcy złotych. Mniej majętnym pannom młodym pozostaje zamawianie przez internet chińskich tabletek wywołujących krwawienie i liczenie na siłę perswazji efektu wizualnego.
Jak widać, irańscy Romeowie i Julie znajdują sposób, by być razem nawet w warunkach reżimu i jego konserwatywnej moralności, która powoli ustępuje pola pod naciskiem globalizacji.
artykułfragmentgazeta
Miałam przyjemność recenzować tę książkę i bardzo cieszę się, że mogłam to zrobić. Otwarła mi oczy i uświadomiła mi jaką jestem ignorantką….